piątek, 25 maja 2012

Juwe, juwe, juwenalia!


Obiecałam.
A jak ja coś obiecuję, to nawet jeśli ma to zająć chwilę czasu, obietnicy dotrzymuję. Dlatego też piszę to teraz. Chociaż nie odpowiadam za jakość dzisiejszego wpisu ze względu na dzisiejsze przygody. Ale o nich pisać nie będę.
Jak wspominałam w poprzedniej notce, w tym roku było mi dane w końcu uczestniczyć – chociaż nie do końca w sposób czynny – w wydarzeniu, na które w zeszłym roku się nie załapałam z powodu… no, nazwijmy to powodami osobistymi związanymi z Juwenaliami. A co to było za wydarzenie? Krakowscy studenci pewnie powoli się domyślają – juwenaliowy pochód studencki, czyli pochód, gdzie studenci poprzebierani są za różne dziwne kreatury. Albo po prostu ubierają koszulkę własnej uczelni i maszerują przez pół Krakowa. No tak, tak, rozumiem – to „pół Krakowa” to z pewnością jest wyolbrzymienie, ale na pewno wiecie, o co mi chodzi.
część tłumu biorąca udział w pochodzie



Naprawdę, stroje były przeróżne, czasem wręcz zaskakujące kreatywnością, niektóre wywołujące uśmiech na twarzy, inne wołające o pomstę do nieba, niektóre z nich bez ładu i składu. Parę ze strojów naprawdę nie było do zinterpretowania, widząc je wręcz należało sobie zadać pytanie „co autor miał na myśli?”, bo nic konkretnego nie przedstawiały. Ot, student stwierdził, że „fajne wydarzenie, oj, a co tam, że nie mam czasu na wymyślenie stroju, bo pochód za godzinę, przekopię szafę mamy/taty/babci/siostry/brata/psa/chomika/lamy coś się znajdzie” i wyszło mu coś takiego, jak poniżej.

Ale pokazałam wam te bez polotu. A te z polotem? Wyobraźcie sobie, że tegoroczni krakowscy studenci przygotowują się do wojny. Naprawdę. No bo jak inaczej wytłumaczyć obecność – a przynajmniej ja ich tyle naliczyłam – czterech czołgów bojowych? Niestety – nie mam zdjęć wszystkich, a niektóre były naprawdę zadziwiające. Ale przecież nie samymi czołgami wojna żyje. Bo jakżeby się obyła bez statku Wikingów prowadzonego przez Johna Lennona? Co prawda zdjęcia JL nie mam, żeby wam udowodnić, ale Wiking jest.
jeden z czterech czołgów, zdecydowanie zaawansowany, spójrzcie na kółka!
bardzo fajny czołg, cały z browarów;)
wcześniej wspomniany Wiking z łodzi Wikingów
Obrony naszego miasta/państwa/planety nigdy za wiele, bo wiadomo, naszą planetę zawsze mogą nawiedzić jacyś kosmici, czy coś. No, w zasadzie nawiedzili, ale od tego, żeby nas bronić, mamy Batmana, Kapitana Amerykę, Panią Kapitan Amerykę, Flasha, Supermana, Żółwie Ninja… dużo by wymieniać, słowem – nie mamy co się bać inwazji z kosmosu!

wspomniani kosmici, którym ukradziono spodek
Moją miłość jednak – tak naprawdę – zaskarbiły sobie klocki Lego. Znaczy – nie tyle co klocki, a ludziki z klocków. No czyż nie są one urocze? I cóż, że nie z mojej uczelni? Liczy się pomysł!

Ale może więcej informacji o samym pochodzie. Zaczął się w piątkowy poranek. Większość uczelni albo ma ten dzień wolny (bo to piątek w końcu), albo – jak w moim przypadku – zrobiło akurat na ten jeden piątkowy poranek godziny rektorskie. Dodam, że bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ jedyne piątkowe zajęcia jakie mam, to francuski na wpół do dziesiątej.
Pochód rozpoczynał się o 10:00. Jak zawsze ja, naturalnie, spóźniona, próbowałam znaleźć kolegę, z którym się tam umówiłam. I szczerze mówiąc dzięki któremu znalazłam się na pochodzie, bo mnie obudził (zanotować: nigdy więcej nie podsuwać tego pomysłu, bo ludzie traktują cię poważnie). Znalazłam go baaardzo późno, a to dlatego, że razem z częścią ludzi z naszej uczelni, szedł na samym końcu pochodu. Ja, żeby zbytnio nie odstawać od studenckiej braci, z braku jakiegokolwiek pomysłu, wydobyłam z szafy białą koszulkę mojej uczelni (którą o dziwo bardzo trudno było dostać!), w zasadzie ostatnią, bo całą resztę moich uczelnianych koszulek albo zostawiłam w domu, albo wrzuciłam do prania.
Ruszyliśmy ulicami spod stadionu Wisły Kraków w kierunku Rynku Głównego, gdzie odbywał się koncert plenerowy oraz oficjalne przekazanie kluczy miasta Krakowa studentom. Ludzi było od groma, na pewno kilka tysięcy. I łącznie z ilością ludzi, tyle też było przebrań. Nie zamieszczę tutaj wszystkich zdjęć, pod koniec podrzucę wam link do Picasy, jednakże weźcie też pod uwagę, że nie są to wszystkie zdjęcia, które robiłam tego dnia – niektóre były tak beznadziejne (mimo że fotografowałam naprawdę fajne przebrania! Jaka szkoda!), że nadawały się jedynie do kosza.
Wiecie, co było najpiękniejszą rzeczą w całym pochodzie? Prawie w ogóle nie słyszało się złego słowa na temat tego pochodu. Ludzie wręcz z uśmiechem na twarzy obserwowali poprzebieranych studentów, obcokrajowcy łapali się za głowy i aparaty, często śmiejąc się do rozpuku – czasem też przyznając, że niektóre przebrania są… „cheap”. No powiedzcie sami, czy to poniżej takie nie jest?

Rozmawiałam wtedy akurat z pewnym Norwegiem mieszkającym w Madrycie (który przyjechał na 3. Gathering CouchSurfingu w Krakowie) na temat korowodu i powiedział, że bodajże rok wcześniej był na podobnym evencie w Londynie, w Notting Hill, gdzie pochód był nawet kilka razy większy, niż ten krakowski. Wyobraźcie sobie kilka milionów poprzebieranych ludzi! No, ale to w końcu Londyn.
O czym to ja… a, tak. Jak wspomniałam, ludzie z uśmiechem obserwowali paradujących studentów. Na przykład taka pani z dzieckiem, zaraz z okna, lub też przyjezdna Azjatka, czy też zagraniczni Erasmusi.
pani z dzieckiem w oknie przy którejś z ulic
wspomniani Erasmusi
Jedyny przejaw niecierpliwości pojawił się na alejach niedaleko AGH, kiedy to cały pochód wstrzymał ruch na kilkanaście minut i kierowcy zaczynali się niecierpliwić. No ale, przecież pochodu nie można rozdzielać, prawda? W każdym razie maszerowaliśmy dalej.
Ja po dziesięciu-piętnastu minutach spędzonych z moim znajomym, postanowiłam wybiec do przodu w celach orientacyjnych. Minęłam chłopaków w samochodzie rodem z Flinstonów czy „RRRrrr”, dwie grupy ludzi przebranych za klocki Tetris (notabene, jedną z moich ulubionych gier;)), paru chłopaków, którzy przypominali mi o Rockym z „The Rocky Horror Picture Show” (którego do tej pory nie oglądnęłam, a znam z serialu „Glee” oraz „The Perks of Being a Wallflower” S.Chbosky’ego) lub jakieś greckie figury… no wiecie, cali złoci, świecący, takie tam. Nie zabrakło też akcentów w związku ze zbliżającym się międzynarodowym wydarzeniem, a mianowicie Euro 2012 – pojawiły się grupy przebrane za zespół Jarzębina i na dodatek odśpiewujące z pewnością większości z was znany utwór „Koko koko euro spoko”.
klocki Tetris
Naprawdę, tyle uśmiechów, ile posłałam, tyle wybuchów śmiechu, ile przeżyłam, tylu ludzi, ilu spotkałam choćby tylko na chwilę, z którymi zamieniłam choćby jedno słowo – już dawno tak się nie bawiłam. Żałuję bardzo, że nie wymyśliłam żadnego przebrania dla siebie. Ale z drugiej strony nie mogłabym się wtedy tak łatwo i szybko przemieszczać, prawda?
Jedno wiem na pewno. W przyszłym roku przypuszczalnie nie zrobię takiej relacji. Przypuszczalnie. A dlaczego? Bo mamy zamiar się przebrać. Tak, dobrze czytacie, mamy. Tuż po pochodzie przez przypadek natknęłam się na moje dwie koleżanki i wymieniłyśmy się poglądami na rok następny. Nie będę zdradzać, co wymyśliłyśmy – pewnie zobaczycie za rok, a to przecież nie tak długo – ale jeśli choć jedna z tych rzeczy wypali, to będzie kupa śmiechu.
W każdym razie, stwierdzam, że wypada mi zakończyć dzisiejszą notkę. Nie będę was zamęczać zbędnymi komentarzami, wszystko możecie zobaczyć na zdjęciach bądź zapytać w komentarzach.
Wspomnę jedynie, że na części zdjęć znajdują się również moi znajomi z uczelni (których może i bym tutaj pozdrowiła, ale czy tak naprawdę zobaczą ten wpis?), a wszystkie zdjęcia, które umieściłam na blogu są mojego autorstwa. Także: jedyne, co mogę wam teraz życzyć, to miłego oglądania zdjęć, które znajdują się TUTAJ.
Tyle i dziękuję za przeczytanie tych moich wypocin. W końcu!

2 komentarze:

  1. ...ale do obrony świata przydałby się też Doctor! I Rory jako niezawodny backup, haha :D

    Fajna zabawa - a przynajmniej na taką wygląda. Ceni się takie pozytywne akcje!;)
    Byleby trochę częściej te Twoje notki;)

    PS. Przeczytaj sobie to jutro jeszcze raz, bo są ze dwa zgrzytające zdania, ale nie będę niczego cytować, bo sama nie jestem w pełni sił umysłowych teraz;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ba, aż dziw, że żadnego Doctora nie spotkałam;))

      co do zgrzytających zdań - jedno na pewno poprawiłam, resztą zajmę się jutro, teraz idę się kąpać i spać, bo jutro znów muszę być w pełni władz umysłowych o ósmej...

      Usuń