Cha, cha,
cha.
Jaka ja
jestem śmieszna.
Pełna porażek
– życiowych, uczelnianych i tych z innych dziedzin.
Tydzień,
nawet niecały, odkąd rok akademicki się zaczął, ja już jestem wyzuta ze
wszystkiego. Po części wiem, że wzięłam na siebie za dużo, nie zdając sobie
sprawy z konsekwencji. Ale z drugiej strony sądziłam, że uda mi się wywiązać ze
wcześniej zaplanowanej rzeczy
wcześniej. Tyle że życie pełne jest niespodzianek, moje życie jest pełne tych
niemiłych.
Nie cierpię
października. Szczerze mówiąc, tak na całego to chyba od dwóch, trzech lat. Dawniej
go kochałam. Wiadomo, urodziny, takie tam sprawy. Ale przez ostatnie kilka lat
październik stał się miesiącem, kiedy złe styka się z dobrym. I z reguły to złe
odgrywa większą rolę, to dobre jest raczej chwilą, która szybko mija.
Nie, nie
nastawiam się negatywnie do tego miesiąca. Po prostu pewne sytuacje sprawiły, że
on mnie nie cieszy. Zresztą nawet październikowa pogoda mnie odzwierciedla,
przede wszystkim moje humory. Ja to październik, październik to ja – a myśl, że
gdybym siebie poznała w świecie
prawdziwym, to raczej bym siebie nie polubiła, przekłada się na miesiąc. Tak
więc krótko – chyba dlatego za październikiem nie przepadam. Wibbly wobbly thoughts.
Dlaczego zaś
mówiłam o porażkach uczelnianych? Nikt nie lubi się chwalić porażkami. Ja też. Jak
ktoś pyta, odpowiadam, przesiąknięta ironią, która trzyma mnie w kupie, bo
kłamać zbytnio nie potrafię. Chyba jako
jedyna z mojej bliskiej rodziny. Ale to już wiecie. W każdym razie też,
ciągnięcie dwóch kierunków przy mojej specjalizacji na jednym z nich jest
niewykonalne, przynajmniej fizycznie i finansowo – dla mnie. Nie lubię
rezygnować z czegoś, co sobie stawiam za cel, ale czasem nie ma(m) wyjścia. Może
za rok, na świeżo, gdzie indziej. Nie planuję. Moje plany długoterminowe zawsze
spalają na panewce.
Bo ja jestem
śmieszna.
W znaczeniu
raczej negatywnym.
Cha, cha,
cha.
Nie bardziej śmieszna niż cała reszta;*
OdpowiedzUsuńDon't give up, don't let the magic leave us!;)