Obiecałam.
A jak ja coś obiecuję, to nawet
jeśli ma to zająć chwilę czasu, obietnicy dotrzymuję. Dlatego też piszę to
teraz. Chociaż nie odpowiadam za jakość dzisiejszego wpisu ze względu na
dzisiejsze przygody. Ale o nich pisać nie będę.
Jak wspominałam w poprzedniej
notce, w tym roku było mi dane w końcu uczestniczyć – chociaż nie do końca w
sposób czynny – w wydarzeniu, na które w zeszłym roku się nie załapałam z
powodu… no, nazwijmy to powodami osobistymi związanymi z Juwenaliami. A co to
było za wydarzenie? Krakowscy studenci pewnie powoli się domyślają –
juwenaliowy pochód studencki, czyli pochód, gdzie studenci poprzebierani są za
różne dziwne kreatury. Albo po prostu ubierają koszulkę własnej uczelni i
maszerują przez pół Krakowa. No tak, tak, rozumiem – to „pół Krakowa” to z
pewnością jest wyolbrzymienie, ale na pewno wiecie, o co mi chodzi.
część tłumu biorąca udział w pochodzie |
Naprawdę, stroje były przeróżne, czasem wręcz zaskakujące kreatywnością, niektóre wywołujące uśmiech na twarzy, inne wołające o pomstę do nieba, niektóre z nich bez ładu i składu. Parę ze strojów naprawdę nie było do zinterpretowania, widząc je wręcz należało sobie zadać pytanie „co autor miał na myśli?”, bo nic konkretnego nie przedstawiały. Ot, student stwierdził, że „fajne wydarzenie, oj, a co tam, że nie mam czasu na wymyślenie stroju, bo pochód za godzinę, przekopię szafę mamy/taty/babci/siostry/brata/psa/chomika/lamy coś się znajdzie” i wyszło mu coś takiego, jak poniżej.
Ale pokazałam wam te bez polotu.
A te z polotem? Wyobraźcie sobie, że tegoroczni krakowscy studenci przygotowują
się do wojny. Naprawdę. No bo jak inaczej wytłumaczyć obecność – a przynajmniej
ja ich tyle naliczyłam – czterech czołgów bojowych? Niestety – nie mam zdjęć
wszystkich, a niektóre były naprawdę zadziwiające. Ale przecież nie samymi
czołgami wojna żyje. Bo jakżeby się obyła bez statku Wikingów prowadzonego
przez Johna Lennona? Co prawda zdjęcia JL nie mam, żeby wam udowodnić, ale
Wiking jest.
jeden z czterech czołgów, zdecydowanie zaawansowany, spójrzcie na kółka! |
bardzo fajny czołg, cały z browarów;) |
wcześniej wspomniany Wiking z łodzi Wikingów |
Obrony naszego
miasta/państwa/planety nigdy za wiele, bo wiadomo, naszą planetę zawsze mogą
nawiedzić jacyś kosmici, czy coś. No, w zasadzie nawiedzili, ale od tego, żeby
nas bronić, mamy Batmana, Kapitana Amerykę, Panią Kapitan Amerykę, Flasha,
Supermana, Żółwie Ninja… dużo by wymieniać, słowem – nie mamy co się bać
inwazji z kosmosu!
wspomniani kosmici, którym ukradziono spodek |
Moją miłość jednak – tak naprawdę
– zaskarbiły sobie klocki Lego. Znaczy – nie tyle co klocki, a ludziki z
klocków. No czyż nie są one urocze? I cóż, że nie z mojej uczelni? Liczy się
pomysł!
Ale może więcej informacji o
samym pochodzie. Zaczął się w piątkowy poranek. Większość uczelni albo ma
ten dzień wolny (bo to piątek w końcu), albo – jak w moim przypadku – zrobiło akurat
na ten jeden piątkowy poranek godziny rektorskie. Dodam, że bardzo mnie to
ucieszyło, ponieważ jedyne piątkowe zajęcia jakie mam, to francuski na wpół do
dziesiątej.
Pochód rozpoczynał się o 10:00. Jak
zawsze ja, naturalnie, spóźniona, próbowałam znaleźć kolegę, z którym się tam
umówiłam. I szczerze mówiąc dzięki któremu znalazłam się na pochodzie, bo mnie
obudził (zanotować: nigdy więcej nie podsuwać tego pomysłu, bo ludzie traktują
cię poważnie). Znalazłam go baaardzo późno, a to dlatego, że razem z częścią
ludzi z naszej uczelni, szedł na samym końcu pochodu. Ja, żeby zbytnio nie
odstawać od studenckiej braci, z braku jakiegokolwiek pomysłu, wydobyłam z
szafy białą koszulkę mojej uczelni (którą o dziwo bardzo trudno było dostać!),
w zasadzie ostatnią, bo całą resztę moich uczelnianych koszulek albo zostawiłam
w domu, albo wrzuciłam do prania.
Ruszyliśmy ulicami spod stadionu
Wisły Kraków w kierunku Rynku Głównego, gdzie odbywał się koncert plenerowy
oraz oficjalne przekazanie kluczy miasta Krakowa studentom. Ludzi było od
groma, na pewno kilka tysięcy. I łącznie z ilością ludzi, tyle też było przebrań.
Nie zamieszczę tutaj wszystkich zdjęć, pod koniec podrzucę wam link do Picasy,
jednakże weźcie też pod uwagę, że nie są to wszystkie zdjęcia, które robiłam
tego dnia – niektóre były tak beznadziejne (mimo że fotografowałam naprawdę
fajne przebrania! Jaka szkoda!), że nadawały się jedynie do kosza.
Wiecie, co było najpiękniejszą
rzeczą w całym pochodzie? Prawie w ogóle nie słyszało się złego słowa na temat
tego pochodu. Ludzie wręcz z uśmiechem na twarzy obserwowali poprzebieranych studentów,
obcokrajowcy łapali się za głowy i aparaty, często śmiejąc się do rozpuku –
czasem też przyznając, że niektóre przebrania są… „cheap”. No powiedzcie sami,
czy to poniżej takie nie jest?
Rozmawiałam wtedy akurat z
pewnym Norwegiem mieszkającym w Madrycie (który przyjechał na 3. Gathering
CouchSurfingu w Krakowie) na temat korowodu i powiedział, że bodajże rok wcześniej
był na podobnym evencie w Londynie, w Notting Hill, gdzie pochód był nawet
kilka razy większy, niż ten krakowski. Wyobraźcie sobie kilka milionów poprzebieranych
ludzi! No, ale to w końcu Londyn.
O czym to ja… a, tak. Jak
wspomniałam, ludzie z uśmiechem obserwowali paradujących studentów. Na przykład
taka pani z dzieckiem, zaraz z okna, lub też przyjezdna Azjatka, czy też zagraniczni Erasmusi.
pani z dzieckiem w oknie przy którejś z ulic |
wspomniani Erasmusi |
Jedyny przejaw niecierpliwości
pojawił się na alejach niedaleko AGH, kiedy to cały pochód wstrzymał ruch na
kilkanaście minut i kierowcy zaczynali się niecierpliwić. No ale, przecież
pochodu nie można rozdzielać, prawda? W każdym razie maszerowaliśmy dalej.
Ja po dziesięciu-piętnastu
minutach spędzonych z moim znajomym, postanowiłam wybiec do przodu w celach
orientacyjnych. Minęłam chłopaków w samochodzie rodem z Flinstonów czy „RRRrrr”,
dwie grupy ludzi przebranych za klocki Tetris (notabene, jedną z moich
ulubionych gier;)), paru chłopaków, którzy przypominali mi o Rockym z „The
Rocky Horror Picture Show” (którego do tej pory nie oglądnęłam, a znam z serialu
„Glee” oraz „The Perks of Being a Wallflower” S.Chbosky’ego) lub jakieś greckie
figury… no wiecie, cali złoci, świecący, takie tam. Nie zabrakło też akcentów w
związku ze zbliżającym się międzynarodowym wydarzeniem, a mianowicie Euro 2012 –
pojawiły się grupy przebrane za zespół Jarzębina i na dodatek odśpiewujące z pewnością większości z
was znany utwór „Koko koko euro spoko”.
klocki Tetris |
Naprawdę, tyle uśmiechów, ile
posłałam, tyle wybuchów śmiechu, ile przeżyłam, tylu ludzi, ilu spotkałam
choćby tylko na chwilę, z którymi zamieniłam choćby jedno słowo – już dawno tak
się nie bawiłam. Żałuję bardzo, że nie wymyśliłam żadnego przebrania dla
siebie. Ale z drugiej strony nie mogłabym się wtedy tak łatwo i szybko
przemieszczać, prawda?
Jedno wiem na pewno. W przyszłym
roku przypuszczalnie nie zrobię takiej relacji. Przypuszczalnie. A dlaczego? Bo
mamy zamiar się przebrać. Tak, dobrze czytacie, mamy. Tuż po pochodzie przez przypadek natknęłam się na moje dwie
koleżanki i wymieniłyśmy się poglądami na rok następny. Nie będę zdradzać, co
wymyśliłyśmy – pewnie zobaczycie za rok, a to przecież nie tak długo – ale jeśli
choć jedna z tych rzeczy wypali, to będzie kupa śmiechu.
W każdym razie, stwierdzam, że
wypada mi zakończyć dzisiejszą notkę. Nie będę was zamęczać zbędnymi
komentarzami, wszystko możecie zobaczyć na zdjęciach bądź zapytać w
komentarzach.
Wspomnę jedynie, że na części
zdjęć znajdują się również moi znajomi z uczelni (których może i bym tutaj
pozdrowiła, ale czy tak naprawdę zobaczą ten wpis?), a wszystkie zdjęcia, które
umieściłam na blogu są mojego autorstwa. Także: jedyne, co mogę wam teraz
życzyć, to miłego oglądania zdjęć, które znajdują się TUTAJ.
Tyle i dziękuję za przeczytanie
tych moich wypocin. W końcu!
...ale do obrony świata przydałby się też Doctor! I Rory jako niezawodny backup, haha :D
OdpowiedzUsuńFajna zabawa - a przynajmniej na taką wygląda. Ceni się takie pozytywne akcje!;)
Byleby trochę częściej te Twoje notki;)
PS. Przeczytaj sobie to jutro jeszcze raz, bo są ze dwa zgrzytające zdania, ale nie będę niczego cytować, bo sama nie jestem w pełni sił umysłowych teraz;p
no ba, aż dziw, że żadnego Doctora nie spotkałam;))
Usuńco do zgrzytających zdań - jedno na pewno poprawiłam, resztą zajmę się jutro, teraz idę się kąpać i spać, bo jutro znów muszę być w pełni władz umysłowych o ósmej...