Boże, jaka
ja jestem beznadziejna.
Raz po raz
uświadamiam sobie te dwa słowa, które mnie opisują, które kurczowo trzymają się
mnie już od dłuższego czasu. Tak, jestem beznadziejna.
I byłoby o
wiele lepiej, gdybym była jedyną osobą, która tak twierdzi.
Ale nie, nie
jestem.
Jestem
beznadziejna, bo jestem psychicznie wykończona.
Jestem
beznadziejna, bo chcę zrobić sobie przerwę od studiów.
Jestem
beznadziejna, bo nie umiem wytłumaczyć, czemu chcę sobie zrobić przerwę od
studiów.
Jestem
beznadziejna, bo nie mam pracy.
Jestem
beznadziejna, bo nie mam perspektyw na dalsze życie.
Jestem
beznadziejna, bo jestem głupia - przynajmniej według mojego brata.
Jestem
beznadziejna, bo mam kredyt w wieku 21 lat.
Jestem
beznadziejna, bo robię plany, których nie umiem zrealizować.
Jestem
beznadziejna, bo to jest kolejny post, w którym żalę się na swoje życie.
Jestem
beznadziejna, bo podejmuję najgorsze decyzje, myśląc, że są najlepsze.
Jestem
beznadziejna, bo interesuje mnie wszystko to, co mnie interesować nie
powinno.
Jestem beznadziejna, bo mimo chęci nie
doceniam tego, co mam.
Jestem
beznadziejna, bo nie umiem kłamać, a robię to nieustannie, okłamując samą siebie.
Jestem beznadziejna, bo nie mam tego
swojego, jedynego miejsca na ziemi.
Jestem beznadziejna, bo nie potrafię napisać
tutaj wszystkiego tego, co mnie gnębi.
Jestem
beznadziejna, bo nie potrafię już odnaleźć tego optymizmu, który we mnie kiedyś
siedział, śpiewał, tańczył.